piątek, 22 listopada 2013

LEMUN!!!

Dzisiaj mieliśmy intensywny dzień. Wstaliśmy o siódmmej lokalnego czasu (w pprzełożeniu na nasze była szósta) i zjedliśmy śniadanie, które dosłownie chwyciło mnie za serce. Na starym, drewninym stole czekały na nas owoce, herbata, różne konfotury i sery, przy każdym talerzu stało jajko na miękko i sok pomarańczowy, a nad wszystkim królował prawdziwy chleb!
Potem przez dobre cztery godziny krążyliśmy bez celu po Leiden. Niestety nawet przy użyciu całej swojej dobrej woli nie mogę tego nazwać zwiedzaniem. Było cholernie zimno i wietrznie, ale prynajmniej nie padało. Po przybyciu do szkoły i rejestracji (dostaliśmy takie zarąbiste foldery jak prawdziwi delegaci) rozeszliśmy się do swoich komisji i zaczęliśmy oficjalne lobbowanie. Cóż to znaczy? Każdy komitet będzie omawiał cztery tematy, o których docelowo musi zatwierdzić resolution. Część uczestników napisała swoją wersję przed konferencją, niektórzy tworzyli ją dzisiaj. Naszym celem było znalezienie co najmniej ośmiu popleczników (każdy miał tylko jeden głos) by jego resolution zostało zatwierdzone i poddane jutrzejszej debacie. Jakież było moje zdziwienie, gdy pod koniec sesji doliczyłam się trzynastu podpisów! Moja rezolucja, dotycząca obrony praw człowieka w Strefie Gazy, przeszła. Oznacza to nie mniej nie więcej, że jutro czeka mnie ostra jatka z Izraelem, której powiem szczerze, trochę się boję, bo delegatka jest starą wyjadaczką, która debatuje już piąty raz. Ale wara jej, nikomu nie pozwolę tknąć moich uchodźców!

A z ciekawostek - szkoła w której jesteśmy jest piękna i wręcz monumentalna. Wchodzi się do ogromnego holu ze schodami biegnącymi dookoła. Z góry zwieszone są flagi wszystkich państw, a na wprost stoi ogromny posąg Ateny (cała szkoła jest pełna rzeźb). Spotkać można ludzi z całego świata (ostatnio coś mi się wyświechtała ta fraza) jest nawet delegacja z Polski (Kopernik). Gdy wychodziliśmy na balkonie grała orkiestra (!), a połykacz ognia bawił się w smoka na trawniku. Jedyne co mnie rozczarowało to otwarcie. Zazwyczaj taka impreza ma super oprawę artystyczną, która zapada głęboko w pamięć, ale tutaj były to dwie godziny przemówień, przy czym jeden dyrektor był tak nudny, że nie mogłam uwierzyć, jak mu się udało  nie uśpić samego siebie. Dodam tylko, że naszym tematem głównym jest wojna i pokój (jak oryginalnie) i jedna z organizatorek zwróciła się z prośbą, byśmy pomyśleli co to znaczy dla osoby siedzącej koło nas. Tylko nikt nie przewidział, że w tym podniosłym momencie pewna Polka i pewnien Niemiec, siedzący koło siebie, wybuchną szczerym śmiechem przyjaźni.

1 komentarz:

  1. Niski ukłon z podziękowaniem za to, że znajdujesz czas na relację na żywo!

    OdpowiedzUsuń