Zanim podzielę się z Wami moimi dzisiejszymi przemyśleniami, chciałabym wspomnieć o pewnej bardzo istotnej kwestii. Otóż to, moja droga sąsiadka Weronika, świętuje od wczoraj swoją osiemnastkę!
Kochana, życzę Ci sukcesów (w walce z procesem rekrutacji), sprawnego ogrzewania w zimie, 45 punktów (a po co się rozdrabniać) i codziennego uśmiechu;*
PS. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, ale lepiej nie napiszę co wczoraj było z siecią, bo zniechęcę potencjalnych kandydatów;3
A co do dzisiejszego tematu, to naszedł mnie on podczas dzisiejszej lekcji fizyki. Wyobraźcie sobie proszę taką scenę. Sześciu Chińczyków stoi dookoła Ciebie i krzyczy coś w języku, który z najlepszym razie możesz kojarzyć z filmów o Jackie Chanie. Szkoda, że zazwyczaj po wypowiedzianej kwestii następował atak. Dwóch z nich wymachuje metrowymi, drewnianymi linijkami, jeden rzuca piłeczkę ping - pongową, a dziewczyny w najlepsze pokazują coś sobie na swoich ajfonach z króliczymi uszkami. Wszystkiemu towarzyszy produkcja niespotykanej wprost ilości dźwięków, pasujących do rytmu spadającej kulki. Tymczasem jakaś starsza pani od dobrych pięciu minut przygląda się tobie, z rosnącym niedowierzaniem w oczach. Chyba coś skomentowała, ale do końca nie jestem pewna, bo właśnie w tym momencie chłopacy postanowili cofnąć się do korzeni i zaczęli bawić się w ninje, okładając siebie (i wszystko dookoła) swoimi linijkami. I oczywiście generując odpowiednie okrzyki. Macie ten obraz w głowie? Otóż tak wygląda praca w grupie z Chińczykami.
Z tego powinniście wyciągnąć kilka wniosków: a) wspomniałam, że na jedną mnie, przypada sześciu Azjatów? Powodem tego jest fakt, że mieszkańcy Państwa Środka są najbardziej odizolowaną grupą w całej szkole. Na stołówce, w bibliotece czy na lekcjach, zawsze trzymają się razem. Rzadko się zdarza, żeby ktoś z nimi pracował. Jednak prawda jest taka, że na fizyce są Anglicy, Chińczycy i ja. Si. A już Wam pisałam, że pierwsza grupa też obcych nie lubi. Żeby było śmieszniej, to na matmie mam taką samą sytuacją. A jeszcze lepiej na biologi - Anglicy, Tajlandczyk i ja. Mam więc do wyboru walczyć o głos w grupie złożonej z samych chłopaków - brytyjczyków, albo unikać trafienia piłką tenisową z Chińczykami;> Lubię z nimi pracować, zwłaszcza, że jeśli łączysz w sobie zdolności matematyczno - lingwistyczne bardzo łatwo zaskarbić sobie ich sympatię. b) być może z mojej historii można wywnioskować, że Azjaci rzeczywiście mają jakieś nadprzyrodzone zdolności matematyczno - fizyczne. Cóż, nie do końca jest to prawdą. Są wśród nich bardzo dobrzy, ale też kiepscy matematycy. Dla wielu też problemem jest język. Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo polski jest podobny do angielskiego, przez co dużo łatwiej jest nam go opanować. Muszę się też pochwalić, jak na jednej z początkowych lekcji, nauczyciel kazał nam się dobrać w pary. Wiadomo, Anglicy razem, Chińczycy razem. No i jeden musiał skończyć ze mną. Mieliśmy za zadanie dopełnić równanie kwadratowe układając coś w rodzaju puzzli. No i jakoś żadnemu Anglikowi przez gardło nie mogło potem przejść, że jakaś dziewczyna ze Wschodniej Europy i Chińczyk z jeszcze dalszego wschodu, skończyli zanim oni rozłożyli swój zestaw. c) Chińczyków jest dużo. Nawet bardzo dużo, bym powiedziała. Co prawda dziewczyny mamy tylko cztery, ale chłopaków może być koło dwudziestki. Co ciekawe, większość z nich nie posługuje się własnym imieniem. Zmieniają je po przyjeździe, głównie ze względu na wygodę. Osobiście nie mogę sobie tego wyobrazić. Oddawać część swojej tożsamości, żeby lepiej dopasować się do życia w globalnej wiosce?
A i na koniec jeszcze powiem Wam, że na mojej tablicy facebookowej pojawiały się napisy po angielsku, niemiecku, hiszpańsku, francusku, rosyjsku, łacińsku, czasem nawet w innym alfabecie, ale i tak nie jest się przygotowanym na dzień w którym wchodzisz przejrzeć aktualności i po zobaczeniu pierwszego posta nie masz pojęcia czy to napis czy ktoś rysunek wstawił^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz