niedziela, 13 października 2013

O tym jak zrobiłam interes życia z sycylijską mafią

Zanim zacznę opisywać co się u nas dzieje, to proszę o chwilę skupienia. Pamiętacie film, chyba sprzed dziesięciu lat o mustangu z dzikiej doliny? Była tam taka scena, jak stado koni wbiega na wzgórze mając w tle amerykańską prerię. Nie? Proszę, to dla tych, których pamięć nie sięga tak daleko (albo zbyt małej ilości lat, albo zbyt d.., albo zostańmy przy małej).

(mniej więcej minuta do minuty czterdzieści)
http://www.youtube.com/watch?v=2MSwZBF95Kc

Poczuli klimat? Preria, wiatr we włosach, stada mustangów etc. Otóż proszę sobie wyobrazić, że widziałam dzisiaj taką scenę z tą różnicą, że zamiast dzikich koni, po łące przegalopowało ze 150 sztuk bydła rogatego. I nawet zawróciły z taką gracją. Niebywałe.
Powodem tego krowiego pospolitego ruszenia była sportowa bryczka, jeżdżąca w te i we te po sześciuset metrowym odcinku drogi przy polu i mijający ją "dżondir" z przyczepą. Dla tych, którym taki ruch wahadłowy wydaje się dziwny, objaśniam, że zanim wyjedzie się na kilkudniowy rajd trzeba się upewnić, że nasz silnik nie połamie sobie nóg ze strachu przed pierwszym lepszym mechanicznym bratem.

Teraz już wiecie, że byłam w Ellesmere. Wiecie też, że lało. Zawsze leje, jak idę do Ellesmere. Żeby mi jeszcze coś przyszło z takiej wycieczki, ale gdzie tam, przecież w erze globalizacji dwudziestego pierwszego wieku nikomu nie są potrzebne międzynarodowe bankomaty.
Postanowiłam skorzystać z wycieczki w inny sposób. Ponieważ jutro jest Dzień Nauczyciela (tak, wiem, że każdy czytający to uczeń ma powód do radochy), to zgodnie z tradycją (no coś mi zostało z tej polskości, nie martwcie się) postanowiłam upiec ciastka dla moich nauczycieli. I będąc w sklepie, w poszukiwaniu rodzynek, trafiłam na dział z puszkami. A co jest w puszkach najlepsze? FASOLA. Wraz z nią w koszyku wylądowały suszone pomidory. Chyba więcej nie muszę objaśniać, dodam tylko, że nawet bez całej masy przypraw i całonocnego moczenia, jest to najpyszniejsza rzecz pod słońcem.
Oczywiście podczas pieczenia każdy kto wchodził do kuchni robił wielkie oczy. A po co ty to robisz? Macie dzień nauczyciela? Gdzie się tego nauczyłaś? Można by pomyśleć, że co najmniej trzypiętrowy tort tam produkowałam. Po wszystkim zostały mi jajka i nagrzany piekarnik, więc wpadłam na pomysł co zrobić na kolację - jajecznicę, placki fasolowe z twarorzkiem (ta breja na "ż" nie zasługuje, ale trudno), a do tego sałata z figami i truskawkami. I tu powstaje problem, jak zrobić sałatę bez winegretu? No więc, jak już wspomniałam, ubiłam interes życia. Jak wiadomo, mamy tu jedną, jedyną Włoszkę. Przehandlowałam jedno z moich rodzynkowych ciastek na łyżkę octu. Wiem, robotnicy czerwca 56 przewracają się w grobach. Ale oni nie wiedzą, czym dla Włochów jest aceto balsamico. Fran trzyma swój pod łóżkiem, schowany między książkami, a dając mi go wyglądała jak Smeagol z pierścieniem. Dzięki temu miałam najlepszą kolację odkąd tu przyjechałam. Jedynie truskawek nie nazwałabym interesem życia. Zapłaciłam 2 funty za słownie czternaście (no może nie najmniejszych) październikowych truskawek. Skoro Ruskie kupują sobie co tydzień, to ja nie mogę? I wiecie, zapłaciłabym jeszcze raz. Naprawdę nie wiem, ile chemii tam władowali, ale były pyszne.
Wracając do kuchni, to zostałam bohaterem w swoim domu. Otóż nasze palniki, jak przyjechałam, były brązowe. Myślałam, że to rdza, aż trzy dni temu uświadomiono mnie, że to przypalony bród i tłuszcz pięciu roczników Ellesmere College. Poświęciłam dwa wieczory, paznokcie (chciałam zauważyć, że Borczia to przewidziała) i butelkę Cifa. I jak to ujęła jedna z dziewczyn "why are you... fuck! it's real colour is silver!" (czemu ty to... cholera! to ma srebrny kolor!). Nie ma osoby, która by nie zapytała czemu to zrobiłam. Nikt też nie przyjmuje do wiadomości odpowiedzi "bo było brudne". Jeszcze się pochwalę, że idąc za ciosem zeskrobałam kamień z dwóch zlewów.

A i jeszcze krótko o sobocie. Mieliśmy dzień otwarty. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej organizacji. My jako uczniowie byliśmy przewodnikami. Mieliśmy dokładnie wytyczoną trasę, napisane co gdzie mówić. Każdy z nas dostawał dopasowaną rodzinę, która musiała się zarejestrować i ustalić swoje preferencje (np. przewodnikiem dla chłopca zainteresowanego rugby był jeden z zawodników itd.). W każdym punkcie czekali nauczyciele i uczniowie, żeby opowiedzieć co tutaj się dzieje (na kortach grała nasza drużyna - Elite, która zdobywa nagrody na poziomie międzynarodowym, w teatrze trwała próba, szkolne drużyny NAVY czy RAFu skakały po krzakach). Na końcu wycieczki, każda rodzina z toną KOLOROWYCH, KILKUSTRONNYCH i w FORMACIE A4 ulotek oraz teczką udawała się na herbatę do dużej sali. Tam czekały na nich  stoliki z białymi obrusami, złote krzesła z czerwonym obiciem, kwiaty, porcelana no i oczywiście kanapki, ciastka i herbata. Zresztą herbata była porozstawiana wszędzie. I nikt nie biegał, nie było chaosu, nerwów. Jednego z dyrektorów spotkałam dwie godziny przed imprezą, jak w dresie spokojnie przechadzał się po błoniach, sprawdzając przygotowania. Każdy miał rozpisaną godzinę, o której gdzie ma być. I co ciekawe, każdy musiał posprzątać swój pokój, bo niektóre rodziny chciały zobaczyć domy. Mój pokój, z racji niepowtarzalnego klimatu i nadnaturalnej czystości był pokazany każdemu. Mam nadzieję, że za przyciągnięcie potencjalnych klientów pozwolą moim zasłonom jeszcze powisieć...

3 komentarze:

  1. Co tam przygotowania do poniedziałkowego znoju, kiedy można sobie siąść, poczytać i wyskoczyć na chwilę dwa tysiące kilometrów stąd... Dzięki Nina.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ninuś, w kontekście Twoich dokonań w kuchni (zwłaszcza tych z Cif-em) od razu widać z kim mieszkałaś przez 17 lat.... :-)) Całusy! Marzka

    OdpowiedzUsuń
  3. Nina, jesteś niesamowita ! Piszesz cudnie, ciekawie, sprzątasz kuchenki i zlewy i do tego wspaniale sobie radzisz praktycznie ze wszystkim ! No, no Zuch Dziewczyna :) !
    A u nas wczoraj był maraton poznański . Wacław skończył z czasem ok. 3 h 20 min. Spotkaliśmy się jak zwykle w gronie stałym (My, Koziarki, Maśnicowie, Szymańscy i Handzole) i rzecz jasna rozmawialiśmy także o Tobie - tylko pozytywnie :) .
    Trzymaj się dalej, tak, jak dotąd Nina i będzie dobrze, pa i pozdrawiam Cię gorąco od Wacława, moich rodziców i Doboszka ;) . Kisses !

    OdpowiedzUsuń