wtorek, 24 grudnia 2013

14

Kochani, przeszedł w końcu ten czas w roku, gdy musimy najeżdża nas tabun ludzi, a my z zacięciem udajemy, że tylko na to czekaliśmy, gdy jemy zatłuczone własnoręcznie ryby, mając nadzieję, że przemówi do nas o północy i gdy czasem ktoś wspomni, że to przecież czyjeś urodziny. A konkretnie Dzieciątka Jezus.

No dobrze, trochę ponyrlałam, ale nie jest źle. Zwłaszcza jak kuzynka czytając Biblię zacięła się przy słowie przybyli - "przy... przy..." a dziedek "przyj!". Tymczasem, chciałabym Wam życzyć Wesołych Świąt,  byście się nie nudzili, nie dali zadusić krewnym i z radością powitali nowy rok. Najlepszego!

niedziela, 22 grudnia 2013

16

O BASie pewnie wiecie już sporo, jako że wychwalam go jak tylko mogę. Tymczasem muszę Wam przypomnieć, że nie jest to jedyna możliwość. Warto zainteresować się UWC, czyli organizacją, która od pięćdziesięciu lat wysyła młodzież do szkół na całym świecie, a nie tylko do krainy deszczowców. Zresztą spójrzcie

Kwalifikacja kończy się za jakieś trzy tygodnie, więc nie traćcie czasu. To jest sposób by całkowicie odmienić swoje życie, a przede wszystkim siebie.

sobota, 21 grudnia 2013

17

Kochani, wiem, że pewnie tak jak ja, tęsknicie za deszczem, zimnem, błotem, niezrozumiałą wymową, głośnymi sąsiadkami, fasolką z puszki i innymi atrakcjami związanymi z życiem w EC. Jednakże czas płynie nieubłaganie i powolnie i nie mam dla Was nic nowego związanego z moją szkołą. Ale głowa (i uszy) do góry, gdyż przez ostatnie kilka dni byłam w stolycy i mam dla Was kilka (mam nadzieję) użytecznych informacji.

Możecie zapytać, co takiego ja, Poznańska pyra z krwi i kości, a raczej skrobi i pektyny robiła w ojczyźnie bułki z pieczarkami i ciastka z kremem? Od razu zapewnię, że moja wizyta nie miała nic wspólnego z piłką nożną (więc nie trzeba mi wbijać na dzielnię, żeby mnie spacyfikować), a od lornety z meduzą trzymałam się na kilometr. Odwiedziłam za to Ambasadę Brytyjską, gdzie spotkałam wiele szacownych osób, w tym Szanownego Ambasadora, (nowy i stary) zarząd BASu (korzystając z okazji pragnę pogratulować wszystkim wybranym, a zwłaszcza Panu Lasockiemu, który powtórnie został przewodniczącym organizacji) oraz najbliższych mojemu sercu stypendystów.

Ten akapit jest dla wszystkich zainteresowanych studiami w UK. Reszta może udawać, że go czyta, tak naprawdę zastanawiając się co zjeść jutro na śniadanie. Lub po prostu przejść do następnej sekcji.
Otóż poznałam w czwartek Panią Zuzannę, jedną z założycielek The Kings Foundation. Jest to organizacja pomagająca młodym Polakom dostać się na najlepsze uczelnie na świecie. Można tam znaleźć ludzi, którzy przeszli zwycięsko proces rekrutacji i teraz służą swoją wiedzą na temat takich kwiatków jak Personal Statement czy jak nie dać się zjeść na rozmowie kwalifikacyjnej. Wszystkich zainteresowanych odsyłam na stronę fundacji. Warto tam zajrzeć, gdyż jest to jedyna taka inicjatywa w naszym kraju.
http://poland.thekingsfoundation.org/


Czas na wymyślenie śniadania dobiegł końca, wracamy wszyscy do czytania.
W piątek udało nam się nakręcić spot (a przynajmniej część materiału do niego) promujący nasz program stypendialny. Premiera odbędzie się po 20 stycznia, więc wpiszcie sobie do kalendarzy, by sprawdzać mój blog w tym okresie. Było nas całkiem sporo, więc będziecie mieli szansę usłyszeć o BASie z wielu różnych punktów widzenia. Tylko od razu uprzedzam, że nasze wypowiedzi mogą nie przypominać polskiego, jako że obiektyw potrafi emitować ten rodzaj fal, który przebija się przez twoją czaszkę i robi w twoim mózgu pobojowisko, porównywalne z tym, co zostaje na rabatce z kwiatami, gdy przejedzie po nich francuski czołg uciekający przed niemieckim chłopem. Na szczęście wyposażono nas w profesjonalną, bojową tapetę na twarz. 

Jako, że post bardziej organizacyjny, pozwolę sobie dodać mały apel. Stypendia oferowane przez BAS są czymś nie do opisania. Myślę, że mało doświadczeń może się z nimi równać. Właściwie, powiedzmy sobie szczerze, nie ma innych takich możliwości dla polskich licealistów. Szkoły te, nie tylko przygotowują na najlepsze uczelnie, ale otwierają okno na świat. Złożenie papierów nie kosztuje nas nic (przepraszam, dochodzi cena znaczka), więc nie ma wytłumaczenia dla niespróbowania. Zdradzę Wam tajemnicę. Wśród naszej trzynastki ani jedna osoba nie wierzyła, że się dostanie. Każdy z nas robił to, by mieć święty spokój z sumieniem, przekonany, że się nie ma szans. Ktoś musi się dostać. I to możesz być Ty. Proszę Was, nie wahajcie się dać sobie szansy. 

A co do Warszawy, to zapewniam Was, że najlepiej wygląda o północy. W deszczu.  

wtorek, 10 grudnia 2013

28

Hej Kochani
Dziś krótko bo mam problem z netem (a to nowość). Mogę zdecydowanie powiedzieć,  że jestem "homesick". Świadczy o tym chociażby fakt,  że dziś przez pięć minut próbowałam podłączyć moją ładowarkę do polskiego gniazdka.  Nie uwierzcie,  nie da się! W każdym razie,  moja reakcją była myśl "Dlaczego Europa musi mieć inne wtyczki niż Anglia" a nie "Dlaczego Anglia musi mieć inne niż Europa".
I z ciekawostek, zaczynam pracować na work experience i mam praktyki w szpitalu na pediatrii,  więc jutro postaram się napisać jakąś relację:3

poniedziałek, 9 grudnia 2013

29

Mam parę przemyśleń o polskich szkołach, którymi chciałabym się z Wami podzielić. Byłam dzisiaj w mojej kochanej Ósemce i muszę przyznać, że dzień był fantastyczny. Zwłaszcza, że jak mi uświadomiono, nie widziałam większości z nich prawie pół roku. I co tu dużo gadać, nauczycieli brakowało mi tak samo jak uczniów. Myślę, że to kolejny pozytywny aspekt nauki za granicą - gdy wracasz do starej szkoły, czujesz się jak w domu, witany przez głodnych wiadomości ludzi. Miałam też dobre wyczucie czasu, gdyż trafiłam akurat na ogłoszenie wyników wyborów do samorządu szkolnego i jako rząd na uchodźstwie wyraziłam swoje poparcie dla nowego zarządu.

Moje przemyślenia tyczą się jednak przede wszystkim planów na przyszłość. Moi przyjaciele z Poznania chcą iść na prestiżowe kierunki, mają duże ambicje, jednak tak bardzo różnią się od uczniów Ellesmere. Tu każdy zakłada, że będzie studiować na miejscu, mało kto wyobraża sobie wyjechać. W Anglii jest inaczej, tam ludzie przyzwyczajeni są do tego, że z dnia na dzień mogą zmienić miejsce zamieszkania, szkołę pracę. Jest to sposób pojmowania świata, tak bardzo różny od naszego. Szkoda, że w Polsce wciąż mamy problem z taką spontanicznością i zaufaniem innym. Nie chcę tutaj narzekać na naszą mentalność. Wręcz przeciwnie, po skonfrontowaniu się z innymi narodowościami zrozumiałam, że ma ona ogromną wartość. Kiedyś jeden Amerykanin nazwał Polskę "tym małym, grubym dzieckiem Europy, które każdy w szkole dręczy, choć nic nikomu nie zrobiło". W jednym miał rację, że czasem się zachowujemy, jakby to była prawda. Mimo, że nic nam nie brakuje (a czasem nasza wiedza i umiejętności biją inne narody na głowę), nie sprzedajemy tego. Kochani, zmieńmy to. Co z tego, że dzisiaj chodzicie do szkoły w jakieś małej wiosce (ekhm, w sumie Ellesmere ma populację 3 tysiące, ale to szczegół) i macie wrażenie, że nie ma szans wyjechać w szeroki świat. Bzdura, mamy takie same umiejętności jak inne nacje, tylko trzyma nas nasz własny umysł. Nie bójcie się pokazać innym, że stać Was na więcej, że jesteście w stanie zmienić świat. To jak, próbujemy?

niedziela, 8 grudnia 2013

30

Ogólnie pojęta gawiedź.
Byliście już na zakupach świątecznych? Albo może wybraliście się po choinkę z tatą? Tudzież planujecie wyjazd do Berlina na Weihnachtsmarkt (weźcie mnie ze sobą!)? Jeśli tak, to wczujcie się w panującą tam atmosferę, gdyż opowiem Wam dziś o Monduli Green Bazar. 

Przykładowe stoisko.
Zacznę od tego, że każdy szanujący się Anglik z klasy średniej ma jakieś zasługi na polu działalności charytatywnej. Niekoniecznie oznacza to, że chodzi pomagać w szpitalu, ale za to z ogromnym zaangażowaniem uczęszcza na jarmarki i bale. Przed wejściem wrzuca na tacę całkiem pokaźną sumę, a potem bawi się przez resztę wieczoru z krystalicznie czystym sumieniem, i poczuciem uratowania świata. I dobrze. W naszej szkole takie cudo zostało zorganizowane przez Green Team - grupę uczniów, która zajmuje się przycinaniem krzaków w parku i ładnym uśmiechaniem się. Jako obcokrajowcy, zostaliśmy poproszeni o przygotowanie swoich narodowych potraw, by potem sprzedawać je na stoiskach. Tak więc, przez godzinę można było nabyć ryż z kurczakiem, szarlotkę i biszkopta, chorizo ze słonymi paluszkami, pierożki z mięsem i ziemniakami, naleśniki z sosem waniliowym, pierniki i poncz, bratwurst, krajankę z masą kajmakową, cupcakes, paloną kawę z prażoną ciecierzycą, chleb z pastą z chili,
Moja fizyczka okazała się zapaloną druciarką=]  


a także tysiące robótek ręcznych, starych książek i tandetnych zabawek. Albo zagrać w zestrzelenie misia. Co kto lubi. A Anglicy najczęściej lubią wszystko. I bardzo dobrze, jak już mówiłam, gdyż udało się zebrać ponad tysiąc funtów w 45 minut. Nie pytajcie jak można zbić taką fortunę na ciastkach, najwidoczniej Woody Allen musiał stąd zaczerpnąć inspirację. Nacieszcie swoje oczy fotkami, a jeśli znajdzie się jakiś smakosz, to zapraszam do ustalenia z jakiego kraju pochodzi dana potrawa!
Prawie jak na ulicach Berlina.
Sala matematyczna zamieniona w... kawiarnię.


Typowy przykład jak zrobić kasę z niczego.
Mam wrażenie, że gdyby nie Alice to potencjał muzyczny naszej szkoły by nie istniał.
<3 Na żadnym jarmarku nie może zabraknąć Mikołaja <3
A tu klasyczne "Zestrzel kaczkę" (czy jak to się nazywa)





sobota, 7 grudnia 2013

31

Amely jako blond Śnieżka

Kochani, znów jestem na kontynencie. Wszystko trochę dziwne, kierownica po drugiej stronie, wszyscy dookoła cię rozumieją, a w sklepach można dostać twaróg. No i  oczywiście zima znów zaskoczyła drogowców. Nie mogę uwierzyć, że wyjechałam z Anglii na jedyną porę roku, gdy jest tam cieplej niż w Polsce. Cóż, zostaje tylko noszenie kozaków i cicha nadzieja, że Zimna wyjdzie ze swoim wiadrem piachu odsypać chodniki.


Niezastąpiony Sam, który zaangażował
w występ nawet swojego brata.
Napiszę Wam o mojej pantomimie. Jest to świąteczny zwyczaj, strasznie kiczowaty i kolorowy, ale mający w sobie pewną magię. Wystawialiśmy "Królewnę Śnieżkę", a ja z powodu naturalnego podobieństwa zostałam Złą Królową. Premierę mieliśmy w domu spokojnej starości i nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo ci ludzie się w to zaangażowali. Wydaje mi się, że przypominało im to dzieciństwo, a potem chodzenie na przedstawienia z własnymi pociechami. Następny show odbył się w szkole dla przeykładnych panien. Powiem szczerze, że miałam problem, gdy po wejściu na scenę jakieś dziecko zalało się łzami na mój widok. Z jednej strony powinnam grać złą, ale z drugiej co to za radość dla tych dzieci? Wystawialiśmy też przedstawienie dla dzieci nauczycieli (bardzo wesoła impreza). Nie przeszkodził nam nawet mały drobiazg, mianowicie brak pięciu krasnoludów i księcia. Muszę tu pochwalić mojego niezastąpionego Sama, który grał Doca i pięć minut przed spektaklem zorganizował brakujących aktorów, oraz Leinę, która dostała tytuł "The Commited Dwarf", jako że była na każdej próbie, a nie mówiła ani linijki. To się nazywa poświęcenie. Dodam też jako ciekawostkę, że w oryginalnej wersji mieliśmy krasnoluda Chińczyka, Murzyna, Hiszpana, Niemkę i trzech Anglików. W ramach równości rasowej. Co do księcia, to zagrał go Ethan, dając dowód na to, że grać uśmiechającego się macho potrafi każdy idiota.
Wróżka Luisa. Prawda, że ładnie brzmi?
Ostatnie przedstawienie było kompletną klapą, brakowało nam połowy obsady (w tym jednego z pantomime twins), kilku strojów, a na widowni zasiadała grupa nastolatków lampiąca się w swoje smartfony. No to odpłaciliśmy im pięknym za nadobne, zamieniając nasze przedstawienie w spisek polityczny, kończący się zamordowaniem Śnieżki przez księcia. Cóż, fair enough.




Michał z nową koleżanką - moim magicznym lustrem, Beth.

Witajcie w naszej bajce!
Matt jako Nanny Nora był niesamowity!

Danny przygotowuje się mentalnie do konfrontacji z dziećmi.

piątek, 6 grudnia 2013

32

Kochane Ellesmere,

niestety muszę wjechać. Nie martwcie się,  dalej będę pisać,  mam zachomikowane tematy z ostatnich tygodni. Poza tym,  wracam do domu już za 32 dni!  Trzymajcie się ciepło!
Buziaki (jeszcze z wysp)

wtorek, 3 grudnia 2013

O tym jak to jest być ćmą, przyciąganą przez światło

Jedno z piękniejszych wydarzeń jakie widziałam.
Wybaczcie, że tylko jedno zdjęcie, ale internet nie sługa.
Dzisiaj coś dla wszystkich, którym moja biedna Dolly zniszczyła poczucie smaku i estetyki. W miniony weekend miało miejsce niezwykle podniosłe wydarzenie (pytanie od tłumacza, z czego to cytat?), mianowiecie carol service (jakiś miesiąc temu An powiedziała mi, że było to jedno z najpiękniejszych wydarzeń w jakich brała udział w EC. I znowu miała racje, zupełnie jak z syropem!). Jak już Wam wspominałam, jako muzyczny geniusz i gorliwie praktykujący chrześcijanin, jestem w chórze kościelnym i miałam przyjemność śpiewać na nabożeństwach. Dlaczego liczba mnoga? Ponieważ impreza cieszy się taką popularnością, że jest rozbita na trzy wieczory. Szczerze powiedziawszy nie jestem pewna, czy ci wszyscy krewi i znajomi (a to jaka książka?) przychodzą by usłyszeć nasz śpiew czy raczej dlatego, że po mszy jest bardzo sympatyczny afterek z grzanym winem i minced pies (małe babeczki z ciasta maślanego, nadziewane bardzo słodkim farszem z suszonych owoców, kandyzowanej pomarańczy i miodu. Kocham.). Tak czy inaczej, gdy cała gawiedź się już zjechała, światło w kaplicy zostało zgaszone, a ławki roświetlono setkami świec. Cały czas nie moge zrozumieć, jak to możliwe, że alarm przeciwpożarowy nie oszalał. My, jako chór, przebrani za stado czerwonych kapturków, wmaszrowaliśmy w uroczystej procesji zaraz za krzyżem. Śpiewaliśmy typowe angielskie pieśni bożonarodzeniowe, takie jak “Sussex Carol”, “Ding Dong Merily on High”, “Torches” czy moją zmorę - “In the bleak midwinter”. No i nie chwaląc się byliśmy zajebiści. Miałam super zabawę, nawet podczas trzeciego występu (w sumie nie pamiętam, żeby kiedykolwiek mi się tak msza podobała) i naprawdę poprawiłam swój głos. A przynajmniej mam taką nadzieję;)

Mam mnóstwo rzeczy do opisania, ale muszę Wam dawkować, bo niestety w piątek wyjeżdżam i przez cały miesiąc nie będę miała nic nowego, tak więc robię sobie zimowe zapasy tematów!