wtorek, 25 lutego 2014

Czy Polacy potrafią cieszyć się z życia?

Moje doświadczenia z NHS były bardzo udane. Na drugi dzień bezbłednie potrafiłam zrobić herbatę, towarzyszyłam przy obchodzie i popisałam się swoimi umiejętnościami ścielenia łóżek, które nabyłam jeszcze w polskim szpitalu. Udało mi się zobaczyć maszynę do ćwiczenia kolan, trzy rodzaje podnośników, odwiedziłam też biuro pielęgniarki epidemiologicznej. O ironio, w pokoju rezydowały trzy panie, z czego każda miała na biurku kilka kubków, ogryzków i misek po zupie. Najciemniej pod latarnią, najbrudniej u higienistek. Oczywiście Hannah nie byłaby sobą gdyby całkiem spontanicznie nie wkręciła nas na wycieczkę po laboratoriach. Zdziwiony naukowiec, który próbował pracować nad swoim doktoratem przez godzinę pokazywał nam chondrocyty i osteoblasty, tłumaczył jak badają komórki macierzyste i jak hodują nowe tkanki.

Wrażenia? NHS to gigant. Wielki brat i czwarta władza w państwie. Przeraża mnie nieco jego rozległość i złożoność. Cóż, więcej nie będę pisać bo jeszcze trafię do jakieś czarnej teczki, którą odgrzebią za dziesięć lat (bo właśnie za taki szmat czasu może będę mogła przyjąć pierwszego panjenta. Może).

A w sobotę, żeby się zrelaksować pojechaliśmy do Gladstone Library. Cóż, nie ma co tu dużo pisać, spójrzcie na zdjęcia. Cały dzień spędziłyśmy robiąc święty prep i choć księgozbiór jest w całości poświęcony teologii i filozofii udało mi się spędzić całkiem przyjemne popołudnie z mechaniką <3



Po powrocie do szkoły pognałam na pierwsze zajęcia, czyli ukochane general studies. Mieliśmy idealny temat dla mnie - imigrację do Wielkiej Brytani. Jestem jedynym obcokrajowcem w grupie, w dodatku Polką, a jak wiadomo Anglia przeżywa obecnie zalew polskich hydraulików. Tak więc rozmowa była prowadzona w dość ironicznie, a zamiast pytania "Po co nam obcokrajowcy", usłyszałam "To w sumie po co nam Nina? Niby robi dobrą szarlotkę, ale co poza tym?", "Eeeee, podnosi średnią ocen...". Nie o tym jednak chciałam pisać. Zapytano mnie oczywiście o język - czy trudno jest żyć "po angielsku" i czy często odczuwam potrzebę mówienia po polsku. A także, czy są jakieś słowa, na które nie ma odpowiednika. "Są, na przykład enjoy" powiedziałam, co pierwsze mi przyszło do głowy (dla nie sprachających po angielsku: enjoy to coś w rodzaju polskiego lubię, ale nie dosłownie. Oznacza to cieszenie się z życia i prostych rzeczy, celebrowanie chwili, nadawanie jej znaczenia. Można używać odnośnie jedzenia, spędzania wolnego czasu, ale też pracy. Generalnie w tym kraju chodzi o to, żeby cały czas "enjoy - ować" to co się robi - przp. tłum.). Nauczyciel zrobił zdziwioną minę, "Really? You mean that in Poland you don't enjoy?"  czyli innymi słowy "Naprawdę? To znaczy, że w Polsce nie "enjoy - ujecie"?". I tu trafił w sedno. Dlaczego ciągle się nam wydaje, że w Angli jest lepszy poziom życia? Poniewać my nie potrafimy się z niego cieszyć, z deszczowcy robią to tak dobrze, że aż mają na to osobny czasownik!

Zadanie na dzisiaj? Cieszmy się z chwili! Ja mogę zacząć - właśnie siedzę sobie ze skończonym prepem, piję herbatę z jagodami goi, słucham dobrej muzyki i cieszę się z chwili=] Polecam!


4 komentarze:

  1. Carpe diem ; chwytaj dzień. Ninuś cieszę , cieszę się jak czytam Twoje wspaniałe zapiski z każdego miejsca gdzie byłaś ,co widziałaś. Podstawą szczęścia jest uwaźność napisał buddyjski mnich.Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapomniałem Ci dopisać 10/10 punktów za załączone zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  3. To ja bardzo zadowolony Polak.Wstaję skoro świt.Ptaki śpiewają jak w operze.Słońce i niebo jak w Egipcie/jedynie rafy brak/ Rośliny wariują z nadmiaru ciepła a ja popijam kaweczkę/filiżanka Lenox Rosenthal/.Kto tu k.... mówi że Polacy nie potrafią się cieszyć.Jestem szczęśliwa bo ty jesteś szczęśliwa.Całuję babalonik

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak trzymaj Nina .Jestes superowa, pisz duzo .uwielbiam czytac .Duzo dobrego ... Czekam na wiecej ........

    OdpowiedzUsuń